top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraCalvi

Fortnite można hejtować, ale internetowego marketingu mogłaby się od Epic Games uczyć cała branża

Wydarzenie "kończące" starego Fortnite'a i rozpoczynające Rozdział 2 to jeden z najbardziej spektakularnych eventów w historii internetu. Przede wszystkim pod kątem liczb.


Jedni Fortnite kochają, inni nienawidzą. Ja w tym konflikcie stoję obecnie gdzieś po środku, nieco przychylniejszym okiem spoglądać w stronę tej pierwszej grupy. Kiedyś grywałem naprawdę sporo, dziś to co najwyżej jeden, dwa meczyki wieczorem, głównie w wersji mobilnej. W podobnej sytuacji jest wiele osób – Fortnite Battle Royale towarzyszy nam już od ponad dwóch lat, a to wystarczająco dużo czasu, aby spore grono po prostu się „wypaliło”. Ba, widać to po przychodach samej gry – spadki rzędu 50% to naturalna kolej rzeczy w przypadku produktów na które „jest chwilowy boom”, ale mimo tego dzieło Epic Games nadal zarabia kosmiczne kwoty, o których konkurencja może co najwyżej pomarzyć. Wydatki w obrębie Fortnite są nadal większe niż w Call of Duty, Apex Legends i PUBG razem wziętych!


Niemniej, „hype” na grę od miesięcy opadał, a w połączeniu z innymi problemami – Fortnite z poziomu niemalże boskiego zaczął z wolna zbliżać się do „śmiertelnej konkurencji”. Kiedy jednak tylko zespół pracujący przy tytule uznał, że słupki spadają zbyt mocno, „odpalono” wiralową kampanię, o której mówili przez kilka dni wszyscy… łącznie z tymi, którzy ponoć mają Fortnite „gdzieś”.


Wyłączenie serwerów oraz spektakularny event w ramach, którego świat gry pochłonęła czarna dziura to jedno z najsprytniejszych w ostatnim czasie połączeń akcji marketingowej oraz ogromu pracy, jaka potrzebna była na techniczne kwestie związane z przepinaniem całej gry na nowe assety. Efekt końcowy – czyli niemożność grania w bądź co bądź jedną z nadal najpopularniejszych produkcji – sprawiła, że o tytule trąbiono przez kilka dni z natężeniem o wiele większym niż w momencie, w którym Fortnite znajdował się teoretycznie u szczytu popularności. Pozyskanie tak ogromnego zainteresowania ze strony mediów oraz samych graczy jest spektakularnym sukcesem (zwłaszcza jeśli uwzględnimy fakt, że zainteresowanie generowane było organicznie, nie w ramach płatnych kampanii). A pamiętać trzeba jeszcze przecież, że mówimy tu o grze, która ma na karku już ponad dwa lata. DWA lata!




O tym, jak ogromną skalę osiągnęła internetowa gorączka związana z „czarną dziurą w Fortnite” oraz początkiem Rozdziału 2 świadczą najlepiej… twarde dane. W szczytowym momencie wszystkie streamy poświęcone wydarzeniu w grze oglądało jednocześnie blisko 6 milionów osób (4,3 mln na YouTube i około 1,5 mln na Twitch.tv). A później wcale nie było gorzej! Choć liczba oglądających oczywiście regularnie malała (w końcu ile można patrzeć się na praktycznie pusty ekran?), transmisje z gry i tak znajdowały się w ścisłej czołówce.


A jeśli oglądalność was nie przekonuje? Wystarczy rzucić okiem na to, co działo się w samym Google. Tu… Fortnite pobił wszelkie możliwe, growe rekordy. Jeżeli zestawimy grę tylko i wyłącznie z jej dotychczasowymi osiągami – możemy mówić o wzroście popularności o aż 100% względem poprzedniego „peaku”! Ponownie przypominam, że mówimy tu o grze, która ma już na karku kilka lat…

11 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page